5.08.2009

SFFiH numer 25 - recenzja

Staram się nadrabiać zaległości w czytaniu SFFiH. Idzie mi to jak po grudzie. Na półkach piętrzą się stosy nieprzeczytanych książek, na dysku czekają rozliczne pdf-y z naukowymi pracami, z którymi powinienem był się zapoznać przed miesiącami. Do tego internet kusi ciekawymi newsami, filmami itp. Mimo wszystko od czasu do czasu sięgam na półkę po kolejny numer SFFiH, aby nacieszyć się polskimi opowiadaniami.
Ostatnio dotarłem do numeru 25 z listopada 2007. Jak tak dalej pójdzie, to na bieżąco będę czytał to czasopismo na emeryturze.
W tym numerze spodobała mi się „Infernalizacja” Piotra Patykiewicza – przynajmniej jej pierwsza część. Zapowiadało się na prawdę na niezły horror. Szkoda, że końcówka zmieniła się w dziwaczny szpiegowsko/anty-islamski paszkwil. Rozumiem, że autor chciał uzasadnić wydarzenia, jakie zaszły w wykreowanym świecie, ale powstało dziwactwo. Podobał mi się pomysł żony głównego bohatera gotującej mu piekło – ale co w tym wszystkim robiły służby specjalne? Dziwne i trochę rozczarowujące. Czytało się jednak dobrze, dawało do myślenia i pierwsza część wciągnęła mnie niepomiernie, więc z zainteresowaniem przeczytam kolejne produkcje tego autora.
„Zdarzenie na Kaiser-Re” Andrzeja Miszczaka – dobre, krótkie opowiadanie SF. Czekam na więcej.
„Stara Gwardia” Dawida Juraszka nie wzbudziła we mnie specjalnego entuzjazmu. Bardzo lubię opowiadania o Xiao Longu, z pewnością sięgnę po „Białego Tygrysa”, ale tekst o Cairenie był rozczarowujący. Może to zbyt ostro powiedziane – przeczytałem opowiadanie z zainteresowaniem, widzę potencjał na dalszy ciekawy rozwój bohatera i świata przedstawionego. To, co mnie zawiodło w tym tekście to kompletny brak realizmu dotyczący pułapek w grobowcu Cesarza, który jakoby został pochowany w nim przed tysiącami lat. Czytając tekst fantasy oczekuję, że twórca nie będzie mnie zmuszał do zawieszania niewiary ponad miarę. Zrozumiem magię, czy smoki, zrozumiem poruszające się terakotowe rzeźby – dobry pomysł do konwencji. Ale komnata ze strzałami przebijającymi się przez kamień, które następnie powracają do „magazynków” celem powtórnego wykorzystania – powiem kolokwialnie „bez jaj”. Nie chcę zrzędzić, sam nie mam się czym pochwalić, ale jako czytelnik proszę pisarza o nie utrudnianie mi cieszenia się jego skądinąd świetną twórczością.
Na konie mój ulubieniec z tego numeru - „Struktura” Wojciecha Piechoty. Dobre opowiadanie hard science fiction w stylu klasycznym – to znaczy nie „zabili go i uciekł”, ale historia o poznaniu nieznanego. Jestem biologiem, który interesuje się komputerami i wiele razy zastanawiałem się nad problemami przedstawionymi przez autora. Za takie teksty cenię gatunek science fiction. Może przydałoby się trochę przemocy i brutalności oraz głębszych interakcji pomiędzy postaciami, ale nie ma co zrzędzić – gratuluję dobrej roboty.

Brak komentarzy: