Kilka dni temu uporałem się z najnowszą książką Eugeniusza Dębskiego pt. „HELL-P”. Bez zbędnego wstępu powiem, że jestem nią zawiedziony. To nie jest dobra książka i wielka to szkoda, bo lubię i szanuję twórczość Dębskiego.
HELL-P opowiada o parze agentów służb specjalnych, którzy zajmują się walką z pomiotem Cthulhu – Guimonami. Notka na okładce zachęciła mnie do czytania, jako że jestem miłośnikiem twórczości H. P. Lovecraft'a. Niestety od samego początku w rozkoszowaniu się sprawnym rzemiosłem Dębskiego przeszkadzał mi język. Jest on przepełniony wulgaryzmami do tego stopnia, że są one niesmaczne. Nie jestem przeciwnikiem używania wulgaryzmów. Uważam, że literatura powinna odzwierciedlać sposób wyrażania się ludzi, szczególnie jeśli dotyczy czasów współczesnych. Zadaję sobie jednak pytanie, czy na prawdę agenci ABW klną jak dresy spod bloku? Tzn. w taki prostacki sposób? Przypomina mi to nieco opowiadania Andrzeja Ziemiańskiego „Toy Wars”. Tam bohaterki klęły jak szewcy. Choć one były akurat najemniczkami, więc może dobrze oddawało to sposób wyrażania się ludzi parających się tym niewdzięcznym zawodem. Jeśli jednak agent ABW jest wulgarniejszy od gościa spod budki z piwem, i to bez żadnego dobrego uzasadnienia tego faktu, to przeszkadza mi to w pełni zanurzyć się w przedstawionej historii.
Właśnie problem z zawieszeniem niewiary sprawiał mi największe trudności w docenieniu „HELL-P”. Rozumiem, że Dębski jest dumny z postaci Owena Yatesa, ale jakoś nie przypominam sobie, żeby była to postać na tyle znana, żeby bohater mógł komentować zaawansowanie technologiczne sprzętu kolegi jako godne „Owena Yatesa”. Może to mój problem, bo znam i lubię tą postać, ale takie puszczanie okiem do czytelnika drażniło mnie w trakcie czytania. „Patrz to tylko głupia historyjka, wszystko jest na niby” - zdawał się mówić autor. To trochę denerwujące.
Pomysł z Guimonami uważam za całkiem udany. Mitologia Cthulhu z pewnością stanowi interesujące źródło inspiracji. Ileż, do diaska można pisać i czytać o wampirach? Spodobała mi się inwencja autora w reinterpretacji Cthulhu, choć z drugiej strony cytowanie całej strony z opowiadania Lovecrafta to chyba lekka przesada. Mam wrażenie, że książka jest zbiorem kilku dobrych pomysłów, rozdmuchanych w sceny, które nie są połączone w zbyt przekonujący sposób. Myślę, że „HELL-P” byłby lepszy, gdyby zamiast powieści Autor napisał kilka połączonych z sobą opowiadań. Miałem wrażenie, że bohaterom zdarza się napatoczyć na interesujące wydarzenie, które nijak nie wynika z fabuły. Po prostu – w każdej lokacji czai się potwór. Autor wyjaśnia. że ilość Guimonów jest ograniczona, jednak kiedy bohaterowie idą, nie wiedzieć czemu pod ZUS, czeka tam na nich dwóch wrogów. Łącznie z innymi, które napotykają, w mniej lub bardziej przypadkowy sposób, ich liczba jest tak duża, że albo wiadomości wywiadowcze bohaterów są naprawdę kiepskie, albo ich spotkania z Guimonami są statystycznym nieprawdopodobieństwem. Wreszcie sprawa łowców Guimonów – Ekstremanów. To, że jest ich niewielu i walczą z bezlitosnym wrogiem cały czas, nie usprawiedliwia ich idiotycznego braku organizacji. Rozumiem, że Kamil Stochard – główny bohater powieści, mógł się dzięki temu wykazać pomysłowością, ale przecież można było znaleźć lepsze uzasadnienie dla dość chaotycznej metodyki działań Ekstramanów.
Interesującym aspektem tej książki jest fakt, że główny bohater jest gejem. Nie wiem, czy istnieją inni w polskiej literaturze fantastycznej, wydaje mi się, że jest to jednak ciekawy chwyt, aby przedstawić Polskę oczami kogoś, kto na pewno nie ma łatwego życia z racji swojej orientacji seksualnej. Wyjaśnia to, po części zachowanie bohatera i czyni go bardziej interesującym.
Najbardziej interesujące były dla mnie wątki niefantastyczne. Wydawało mi się, że są napisane z większą werwą. Są po prostu fajniejsze. Z przyjemnością przeczytałbym o przygodach Stocharda w zwalczaniu „zwykłej” przestępczości. Może autor zechciałby wrócić do tego bohatera i prawie rzeczywistego świata. Chciałbym jednak, żeby lepiej przemyślał fabułę książki.
Podsumowując, nie uważam czasu poświęconego na „HELL-P” za stracony. Dębski jest sprawnym rzemieślnikiem, więc książkę czyta się dobrze. Jest to, niestety, najgorszy tekst jego autorstwa, jaki dotąd czytałem. Trochę szkoda, ale nie traćmy nadziei. Mam nadzieję, że napisze kolejne książki i opowiadania i weźmie pod uwagę głosy krytyki.
12.05.2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz